Ballada o ciotce Matyldzie- Magdalena Witkiewicz
Trzeba marzyć! Joanka, przecież wszystko zaczyna się od marzeń. Człowiek chciał się przemieszczać- wymyślił koło, potem chciał latać jak ptak- i mamy samolot. Trzeba marzyć i nie wolno się ograniczać!

Wracając do książki: Joannę poznajemy, kiedy jest na końcowym etapie ciąży, mąż jest gdzieś na oceanie, gdzie nie ma z nim kontaktu, a jej ukochana ciotka Matylda postanawia przenieść się na drugą stronę. Chociaż może nie postanawia, a wie, że jej czas się zbliża i będzie to w momencie, kiedy ona urodzi. Najlepsze jest to, że lekarz stwierdził na USG, iż będzie to chłopiec, natomiast ciotka Matylda uparcie twierdzi, że się mylą i będzie to dziewczynka. Prosi Joannę, żeby obiecała jej, że jeśli będzie to dziewczynka, nazwie ją Matylda. Oczywiście Joanna przekonana, że lekarz się nie myli, obiecuje to ciotce.

Ciotka Matylda czuwała nad Joanna z góry i zapisała jej 20% w swoim interesie, który prowadziła razem z Olusiem i Przemciem. Chłopcy mieli problem, aby porozmawiać o tym z Joanna gdyż był to dość nietypowy interes. Nazywany był piekarnią, więc Joanna nie miała świadomości, jakiego sklepu jest współwłaścicielką. W końcu, gdy bracia zebrali się na odwagę i powiadomili ją była w szoku. Postanowiła, że nie będzie się wtrącać, bo zysk i tak miała. Chłopcy postanowili również rozwinąć interes na Gdańsk.

Więcej nie streszczę, bo naprawdę warto to samemu przeczytać. Czyta się naprawdę szybko i płynie. Ja wręcz nie mogłam się oderwać od tej książki i praktycznie połknęłam ją w 1 dzień. Nie jest jakoś specjalnie długa. Nie ma też skomplikowanego słownictwa oprócz paru zwrotów odnośnie do tych nunataków. Okładka, mimo że nie jest oryginalna, jest taka niepozorna i tajemnicza.
Serdecznie polecam. Przekonajcie się, co się stanie z Joanna i mała Matyldą. Czy zyskają szczęście?
(...)Niewesołe miny braci spowodowane były Joanką, a dokładniej jej fatalną sytuacją małżeńską i samotnością. No bo jak tu nie podtrzymywać na duchu żony? Gdy Pati rodziła, Przemcio nie odstępował jej na krok. Nie zważał na wyzwiska, jakie mu serwowała, mimo że co rusz zastanawiał się, skąd ta rynsztokowa mowa w jej ustach. Stał niewzruszony niczym skała, głaszcząc swoją żonę, gdy o to prosiła, i usuwając się w porę, gdy miała ochotę mu przyłożyć.